Po 15 latach wspinania i dziesiątkach odwiedzonych rejonów, wydawało mi się, że naprawdę sporo już wiem, przynajmniej o zachodnioeuropejskich ogródkach skalnych. Ten wyjazd jednak zmienił moje podejście…
– Gdzie jedziecie? St. Leger? Na południu Francji? Tak, też słyszałem że jest ok. Wolałbym (6-ty raz) do Rode, ale skoro nie dacie się namówić to dolecimy do tej Prowansji…
Tak było 3 tygodnie temu, jednak już parę dni później naszym oczom ukazała się prawdziwa wspinaczkowa perełka, a raczej duża perła.
Zanim przejdę do opisów samych skał, zacznę od informacji, która może nie spodobać się wspinaczom typu „imprezowicz”. W St. Léger nie pobalujesz ;] Nie mówię oczywiście o wieczornych kalamburach w towarzystwie kilku butelek francuskiego wina, bo to wychodzi tam doskonale. Natomiast poza kilkoma domkami mieszkalnymi i kościółkiem, na miejscu nie ma kompletnie nic. Sklepu, baru, knajpy czy nawet kempingu (ten akurat jest ale parę kilometrów dalej), tylko cisza, spokój i szum rzeki. Co ciekawe nie ma nawet ludzi. W skałach, w największych sektorach spotykamy po 2-3 zespoły, a w pozostałych jesteśmy zazwyczaj sami. Gratka dla osób szukających odpoczynku.
No ale co z tym wspinaniem? Obłędne! Przeważają lekkie i średnie przewieszenia oraz typowo hiszpańskie kaloryfery, ale zwolennicy krawądek czy wspinania w dachu także znajdą coś dla siebie, bo rejon jest naprawdę ogromny. Polecam zabrać co najmniej 70metrową linę i nie mały zapas wytrzymałości. Oczywiście amatorzy krótkich bulderowych dróg również będą mieli gdzie powalczyć, ale trzydziesto czy czterdziesto metrowe maratony są tutaj prawdziwą wizytówką rejonu.
Poza świetnym wspinaniem, pięknymi krajobrazami i brakiem tłumów, jeszcze dwa drobiazgi wyjątkowo poprawiają estetykę miejsca. Po pierwsze drogi są w 99% naturalne. W przeciwieństwie do nierzadko przypominających cementownię hiszpańskich przewieszeń, czy znanych nie tylko z naszej Jury zastosowań dłuta, w St. Léger wspinasz się po niemal dziewiczych drogach. Co więcej, jedynie największe klasyki posiadają wyraźniejsze ślady gumy na stopniach, a zamiast wyślizganych chwytów znajdziemy tutaj skałę o często aż za ostrej fakturze. A po drugie? Patrz zdjęcie poniżej.
Z informacji praktycznych warto jeszcze wspomnieć o najlepszym czasie do wspinania oraz o trudności dróg. Sektory dzielą się mniej więcej po połowie jeśli chodzi o ściany w słońcu i w cieniu, co najtwardszym zawodnikom pozwoli na wspin przez cały rok. Jednak poza twardzielami (zima) i plażowiczami (lato) najlepszy czas na wspinanie znajdziecie wiosną i jesienią. Co do dróg natomiast to muszę zaznaczyć, że nie jest to rejon dla początkujących. Oczywiście amatorzy francuskich szóstek nie będą się tu nudzili, a niejedna siódemka a czy b urzekła mnie swoją urodą, trzeba jednak przyznać, że najciekawsze drogi mieszczą się tutaj w przedziale 7c+ – 8b+.
Ja tym razem postawiłem na szybkie RP. Dzięki temu przez 9dni wspinania zwiedziłem sporą ilość sektorów, oraz miałem pod kontrolą jeszcze nie zagojoną kontuzję. Poniżej ciekawsze z pokonanych dróg.
– Abrège Nief 8b – klasyk sektora Nabab, dwadzieścia kilka ruchów trudności w sporym przewieszeniu, po dobrych chwytach.
– La ballade d’Abdallah 8a+ – ciąg krawądek w lekkim przewieszeniu, później dla smaku techniczna mantla. Jedyne 8a+ na North Face.
– Dis mois qui tu suis, je te dirai qui tu hais 8a – długa nazwa i długa droga J. Trzygwiazdkowy wspin, czysta wytrzymałość, trzyma aż do łańcucha.
– Un monde sans Gaucho est sans issue 8a – po 25m wspinania zabrakło sześciu ruchów do OSa… Świetna droga!
– Quand le blues l’emporte sur la raison 8a – dość duży przewis i dość siłowe ruchy.
Też lubię się wspinać jednak za każdym razem sa to nasze polskie Tatry. Tobie mogę zdecydowanie pozazdrościć przepięknych widoków jak i miejsca które odwiedziłeś. Aktywne spędzanie czasu jeszcze w tak urokliwym otoczeniu jest wręcz wskazane