Już zacierałem ręce na myśl o nowym młynku do kawy, tymczasem Ewcia wyskakuje z tekstem, że zmieniła zdanie i na urodziny – zamiast młynka – kupuje nam bilety do jakiegoś westowego rejonu. Tak na 5 dni. No cóż, będę musiał dalej mielić ręcznie…
W skład prezentu wchodził tylko bilet, więc przed zakupem postanowiliśmy zrobić małą analizę destynacji:
- Barcelona:
– zalety: najlepszy wspin na świecie, dobra pogoda, celebryci w skałach, tanie wypożyczenie auta, tanio w sklepach
- Ateny:
– zalety: tanie bilety
Jak widać wybór był prosty. Po dwóch godzinach lotu i trzech w samochodzie meldujemy się w rejonie, o którym usłyszeliśmy dopiero przy okazji szukania biletów – Leonidio.
Tym razem pominę mrożące krew w żyłach historie, jak to po 3 godzinnej walce, na granicy omdlenia, 10 metrów nad ostatnim przelotem, nie trafiam w topową klamę na projekcie życia i przejdę płynnie do subiektywnej recenzji tego hipsterskiego rejonu.
Na początek małe ostrzeżenie. Zgodnie z danymi googla w październiku w Leonidio występuje statystycznie 5 deszczowych dni i jak się już pewnie domyślacie wszystkie 5 przypadło na nasz wyjazd :). Do tego miałem problemy z aparatem, więc większość zdjęć robiłem komórką, podczas pochmurnej/deszczowej pogody. Nie zrażajcie się jednak zdjęciami, tam jest naprawdę pięknie!!!
Jak już wcześniej wspomniałem, nie będzie to klasyczna recenzja, więc zapomnijcie o informacjach w stylu jak dojechać, gdzie spać czy z kim się zadawać. Zacznę natomiast od najważniejszej jak dla mnie informacji, czyli odpowiedzi na pytanie – „Jak wspin?”. Lecąc do tego spartańsko brzmiącego rejonu nastawiałem się na coś w rodzaju wspinania w San Vito na Sycylii. Krótkie i średniej długości drogi. Kilka kalafiorów i po 2-3 warte zrobienia linie w sektorze. Jak się później okazało porównanie do włoskiej miejscówki towarzyszyło mi na każdym kroku i niemal za każdym razem grecki rejon wypadał znacznie lepiej.
Ale do rzeczy. Leonidio oferuje obecnie niemal tysiąc dróg sportowych i trochę wielowyciągów. Znajdziemy tutaj wspinanie w każdym stopniu trudności i w każdej chyba formacji. Jako, że pionowe płyty nie są jednak niczym wyjątkowym i szczególnie poszukiwanym przez Polaków, wspomnę o 40 metrowych wędrówkach po kaloryferach w sektorze Elona, morzu stalaktytów na Marsie, niespotykanych „jajkach” w Twin Caves czy atletycznym dachu Crash of the Titans. Podejścia? Głównie krótkie i bardzo krótkie, czasem średnie, ale nie jest to Ceuse ;). Obicie? Świetne. Wystawy? Różnie, ale większość sektorów jest przynajmniej pół dnia w cieniu. Najlepsze miesiące na wspin to klasycznie wiosna i jesień.
No dobrze, ale gdzie jest haczyk zapytacie? Nie ma, ha! No dobra jest, w jakości skały. Przeglądając Internet przed wyjazdem rzuciły mi się w oczy sugestie żeby zabrać kask, ale jako że przydał mi się on ostatnio NIGDY, to nie brałem ich zbyt poważnie. Jak się później okazało był to duży błąd i już pierwszego dnia, urywając kawałek tufy wielkości głowy, żałowałem swojej głupiej decyzji. Widać człowiek się uczy całe życie.
Leonidio to bardzo młody rejon, zdecydowana większość dróg powstała tu w ciągu minionych trzech lat i nie widziała zbyt wielu wspinaczy. Fakt ten w połączeniu z dużą ilością, często kruchej rzeźby naciekowej skutkuje notorycznymi obrywami. Pamiętajcie więc o kasku dla asekuranta i odpowiedniej dyscyplinie pod skałami (szczególnie z dziećmi). Nie ma jednak tego złego i z racji „świeżości” dróg nie doświadczycie tutaj wyślizgu i wygumionych stopni, a wspinając się onsightem poczujecie prawdziwy smak tego stylu.
Z poza wspinaczkowych informacji same dobre wieści. Każdy i to naprawdę każdy mówi tutaj po angielsku. Od emeryta za ladą w aptece po znudzoną nastoletnią kelnerkę w barze. Woda na plaży – ciepła. Jedzenie – rewelacyjne! Pokochałem grecką kuchnię. Szczególnie polecam restaurację Myrtoon w pobliskiej miejscowości Poulithra (dobra nazwa :P). Z mniej namacalnych rzeczy warto zliczyć spacer po samym Leonidio. Ta niewielka miejscowość uchowała się jakimś cudem przed letnimi atakami turystów i dzięki temu zachowała swój naturalny, grecki klimat. Nie ma tu supermarketów tylko małe lokalne sklepiki prowadzone, sądząc po wnętrzach, od pokoleń. Zamiast sklepów z tandetnymi pamiątkami znajdziemy lokale pełne rdzennych produktów spożywczych i….ciastek! 😀 Mają tu świetne cukiernie!
Kolejnym wartym odwiedzenia miejscem w wiosce, chociaż by po przewodnik, jest Panjika. Panjika to bar, knajpa i mini sklep wspinaczkowy prowadzone przez kooperatywę wspinaczy (6 lokalsów, 2 Niemców i jeden Rosjanin). Miejsce naprawdę wyjątkowe, warto wpaść tu napić się piwka, pogadać z lokalnymi ekiperami, przyjezdnymi wspinaczami czy kupić wspomniany (REWELACYJNY) przewodnik. Panjika to organizacja non-profit – cały zysk idzie na…obijanie nowych dróg :). Znajdziecie ją w ścisłym centrum Leonidio, są nawet drewniane znaki naprowadzające.
Na koniec kilka przydatnych linków:
stefanmadej.wordpress.com – super blog 😛
panika.org – strona wspomnianej kooperatywy i zarazem autorów przewodnika
climbing-leonidio.com – przewodnik online, funkcjonował do czasu wyjścia tegorocznego topo Panjiki. Nie jest zbyt aktualny, do tego zdjęcia skał nie zachęcają, ale daje jakiś pogląd na cały rejon.
patitucciphoto.com/2015/01/02/climbing-leonidio-greece/ – kilka spoko fotek