zawody

Soczysty Sprint i inne…

Ktoś mi kiedyś zwrócił uwagę, że wszystkie sześć siódemki zrobiłem jesienią i miał rację…aż do zeszłej soboty :]. Schemat przełamany, a w kapowniku ląduje tytułowy Soczysty Sprint.

Soczysty Sprint VI.7, fot. M. Ostrowski

Soczysty Sprint VI.7, fot. M. Ostrowski

Droga rozwiązuje środek przewieszenia czołowej ściany Suchego Połcia i oferuje dość niespotykane jak na Jurę wspinanie – pozytywne krawądki w sporym przewieszeniu. Mimo 20 metrów wysokości Soczysty Sprint testuje raczej bulderowe zdolności. Kluczowa sekwencja mieści się w ok. dziesięciu trudnych ruchach, z czego trzy można uznać za ewidentny crux drogi. O włos od prowadzenia byłem już dwa lata temu niestety, w jednej z najlepszych prób uszkodziłem troczek w małym palcu i wstawki odpuściłem na ponad półtora roku.

Powrót nastąpił jeszcze przed zawodami w Łodzi. „Kontrolne” wstawki dały mi do zrozumienia, że jedyne czego potrzebuję do sukcesu to odpowiednia pogoda. Warunek nie tak łatwy do zrealizowania w niemal letnim sezonie. Na miejscu melduję się dwa tygodnie później. Pogoda sprzyja, choć widmo deszczu ciężko zwisa nad głowami. Na rozgrzewkę powtarzam Onyks, później wieszam ekspresy i w pierwszych kroplach deszczu zaczynam wstawkę. Niestety, zabrakło skupienia i po chwili jestem z powrotem na ziemi. Na następną próbę nie ma już szans, droga zalana. Ale nie wszystko stracone! Szybkie oględziny stron portali pogodowych dają szansę na wieczorne przejaśnienia. Plan jest więc prosty – szybki lunch i powrót na projekt. W tym miejscu powinienem chyba zareklamować naleśniki z dżemem w podzamczańskiej Stodole – trzy sztuki i projekt pada w pierwszej wstawce ;] Na deser prowadzę jeszcze bardzo przyjemną kombinację Loża Szyderców VI.5 i ciśniemy kibicować Biało – Czerwonym.

A wracając jeszcze do zawodów w Łodzi – wczoraj pojawił się świetny klip z finałów autorstwa Łukasza „Jankesa” Jankowskiego. Zapraszam więc do krótkiej video relacji:

A na koniec mała autoreklama. Pamiętacie poniższe zdjęcie? Ta skała to Dziewica na Kołoczku, a mój kadr został wybrany do reklamowania naszej polskiej Jury na wystawie CLIMBING GARDENS OF THE WORLD będącej częścią ogromnych targów IGA wystawianych od kwietnia do listopada w Berlinie.

Gdzieś tutaj nasza Jura ze zdjęciem Dziewicy :)

Gdzieś tutaj nasza Jura ze zdjęciem Dziewicy 🙂

Mistrzostwo Polski

Pamiętacie oscarowy film Slumdog? Główny bohater, młody chłopak bierze udział w „Milionerach” i ku ogromnemu zdziwieniu publiczności (i prowadzącego) odpowiada na kolejne, coraz trudniejsze pytania. Wydawać by się to mogło niemożliwe, jednak reżyser na bieżąco ukazuje nam sceny z przeszłości chłopaka, dzięki którym młody Hindus poznał te wszystkie, niezwykle trudne odpowiedzi. Chyba nie muszę mówić jak film się kończy…

Nadal ciężko uwierzyć :)

Nadal ciężko uwierzyć 🙂

Skąd ta historia? Bo tak właśnie czułem się w niedzielę, jako jedyny topując dwa, dające Mistrzostwo Polski Bouldery. Pierwszy z nich – trickowy start na „rozpieraczkę” pomiędzy dwoma strukturami. Wtedy jeszcze tego nie zauważyłem, ale poranne zakwasy w barkach dały mi do zrozumienia, że był to ruch angażujący te same mięśnie ramion co wałkowane przeze mnie od lat stanie na rękach. Chwilę później trochę „normalnego” wspinania i nagle znalazłem się nieopodal topowej struktury, bez konkretnego planu co zrobić dalej… Zacząłem od oceny sytuacji i wtedy w ciągu ułamku sekundy zadziało się kilka rzeczy. Najpierw usłyszałem z publiczności głośny doping i krzyk „dawaj, 5 sekund!!!”, następnie pojawiła mi się w głowie scena z niedawnych finałów Pucharu Świata w Chinach gdzie Tomoa Narasaki, na 3 sekundy przed końcem czasu, zamiast giełgać po paczce jak w poprzednich próbach stwierdził, że nie ma już nic do stracenia i wystrzelił petardę w stronę topowej klamy (z sukcesem). Trzecie wydarzenie było oczywiście wywołane dwoma poprzednimi i sekundę później ląduję dwoma rękami na topie, krzycząc chyba głośniej niż sam Tomoa. ;]

"Ten" moment, fot. Kuba Pawlusiński‎

„Ten” moment, fot. Kuba Pawlusiński‎

Na drugim z pokonanych przeze mnie i ostatnim z czterech finałowych problemów cała akcja rozegrała się w zasadzie na dołożeniu do topu, które polegało nie tyle na utrzymaniu nietrzymalnego placka co na złapaniu no hand resta czyli stabilnej pozycji na ścianie, bez użycia rąk. I co? Chwile po sukcesie dociera do mnie, że była to przecież dokładnie taka pozycja jak dwa tygodnie temu na jednej z piękniejszych jurajskich sześć trójek – Tańcu ze Słoniem, gdy dla zabawy postanowiłem poszukać no handów i po długim kombinowaniu, stojąc na prawej nodze udało mi się złapać niemal identyczną pozycję do tej z niedzielnych zawodów.

Wyniki finału

Wyniki finału

Widzicie już analogię do filmu? A może to jeszcze szok i gadam od rzeczy ;] Gratulacje dla wszystkich startujących, a w szczególności dla moich klubowych kolegów Szymona i Mikołaja za wspólne obsadzenie całego podium. Całe męskie pudło dla ukochanego klubu, couldn’t be better! #UKArules

2016 – Krótkie podsumowanie

W minionym, 2016 roku działo się dla mnie naprawdę sporo. Były zarówno wzloty, jak i upadki, ale na szczęście to te pierwsze zdominowały moje wspinanie :]. Sezon toczy się dla mnie non stop i ciężko pierwszy dzień stycznia określić jego początkiem. Jest to jednak niewątpliwie początek nowego roku i tego dnia zdecydowanie nie przespałem. Klasycznie jeszcze kilka dni przed Sylwestrem wybrałem się do Słoweńskiego Ospu, gdzie dokładnie w Nowy Rok udało mi się wpiąć do łańcucha 35-metrowego 8b+ – Kaj Ti Je Deklica. Dobry prognostyk na dalszą część roku!

Rozgrzewka w Ospie. fot. Konrad Boczyński

Rozgrzewka w Ospie. fot. Konrad Boczyński

Niedługo po powrocie z Ospu wystartowałem w największych polskich zawodach bulderowych – Bloco Masters, gdzie udało mi się załapać do pierwszej dwudziestki, co przy mocno międzynarodowej stawce uznaję za całkiem zadowalający wynik. Panel panelem, ale w końcu mamy zimę czyli sezon na kamienie! Jako przygotowanie pod zbliżający się wyjazd do Fontainebleau przechodzę ciężkowicki klasyk za 7C+ – Odyseję Dotyku. Rodzimy piaskowiec ewidentnie przełożył się na Bleau gdzie podczas tygodniowego wspinania pokonuję 3 x 7C i 5 x 7C+. Plan zrealizowany! Poniżej filmowe przypomnienie tego wyjazdu, a już za 3 tygodnie powtórka!

Wiosna to jeszcze szybki start w Pucharze Polski w Bulderingu we Wrocławiu, pierwsze powtórzenie Królowej Południa VI.6+ na Okienniku i majówkowy wyjazd na Frankenjurę. Wyjazd dość krótki, ale obfitujący w sporo średnio-trudnych linii, na czele z Planem B za 8b.

Plan B, fot. Maciek Ostrowski

Plan B, fot. Maciek Ostrowski

Specyficzne chwyty na Franken przełożyły się niestety na poważne przeciążenie palca, które niedługo później próbowałem podleczyć wyjazdem do magicznego i legendarnego czeskiego rejonu – Labaka. Jak powszechnie wiadomo wyceny w Labaku nie mają żadnego przełożenia na „normalne” wyceny, więc napiszę jedynie, że pokonanie dwóch IXc OS i Xa RP uznaję za osobisty sukces. Szczególnie, że panowały straszne upały!

Ach ten Labak! Na zdjęciu napieram po mega klasyku - Zub Czasu, fot. Konrad Boczyńśki

Ach ten Labak! Na zdjęciu napieram po mega klasyku – Zub Czasu, fot. Konrad Boczyńśki

Labak nie wywołał cudownego ozdrowienia, więc dopiero 3tyg później melduję się na topie mega wymagającej, świeżej linii Jastrzębnika – Mroczne Widmo za VI.6/6+, autorstwa Waldka Podhajnego.

Ach ta Jura! Wspin na Dużym Pochylcu w obiektywie Maćka Ostrowskiego

Ach ta Jura! Wspin na Dużym Pochylcu w obiektywie Maćka Ostrowskiego

W końcu przyszło lato i klasycznie miesiąc w Rodellar. Pogoda dopisuje pod koniec sierpnia wracam ze sporym koszykiem przejść na czele z Floridą 8c (pierwsze 8c na weście!!!), Ixeią 8b+ i dwiema 8a OS.

Wszędzie tufy! Rozgrzewka w Rode, fot Zuzia

Wszędzie tufy! Rozgrzewka w Rode, fot Zuzia

Wrzesień to okres odbudowywania utraconej w Hiszpanii siły, zakończony sukcesem na Fumarze (Fumar Perjudica VI.7). Miały być dwie VI.7 w ten sam weekend, a niestety skończyło się na jednym i kontuzji :(. Nie pomógł nawet rehabilitacyjny, urodzinowy wyjazd do greckiego Leonidio i w listopadzie zmuszony byłem odpuścić treningi na 2tygodnie, a ostre wspinanie na sporo dłużej.  Zgodnie z zasadą „co cię nie zabije to cię wzmocni” rozpocząłem więc intensywną rehabilitację i zabiegi fizykoterapii. Efekt? Pisząc te słowa jestem już po grudniowym starcie w Pucharze Polski w Bulderingu  i bardzo udanym sylwestrowym wyjeździe do Ospu. Kontuzjowany palec zdaje się szybko wracać do zdrowia, a ja po całkiem udanym 2016 roku już planuję kolejne, coraz trudniejsze cele na obecny, 2017!

img_6475_6

Fumar Periudica, fot. Maciek Ostrowski

 

Rozpoczęcie sezonu

Tytuł newsa może być lekko mylący, ponieważ początek sezonu z liną postanowiłem w tym roku rozpocząć pożegnaniem (przynajmniej panelowego) boulderingu i w sobotę zamiast opalać plecy zdobywając jurajskie turnie walczyłem na krakowskim Avatarze w kolejnej edycji Push The Limits.

Sobotni zwycięzca – Krzysiek Szalacha

Zawody zawodami ale sezon trzeba było jednak zainaugurować. Po noclegu u Brandysa i poużalaniu się na zakwasy przejechaliśmy się pod Bramę Bolechowicką gdzie ze łzami w oczach (ból stóp) i przedramionami z kamienia (brak wytrzymałości) udało mi się rozprawić z pięknym i ciągowym VI.5 – Skalne Sztafety.

DSC_0076

Jurajskie niebo „na szybko”

Sezon rozpoczęty, rozwspin złapany. Za tydzień pora na coś trudniejszego:)

Sezon startowy

Tym profesjonalnym określeniem postanowiłem nazwać kilka minionych tygodni. Mimo przydzielonej mi przez znajomych etykiety „skalnego wspinacza” i braku konkretnego przygotowania (decyzję o startach podjąłem tydzień przed pierwszymi zawodami) postanowiłem wziąć udział w całym cyklu Pucharu Polski w Prowadzeniu traktując go z góry jako wprowadzenie i taktyczno/psychiczne przygotowanie do przyszłorocznych edycji. Wprowadzenie, bo o ile w organizowanych przez PZA zawodach bulderowych startowałem już dwukrotnie, to zawody z liną pamiętam jedynie jak przez mgłę gdy przed siedmioma laty żegnałem się z juniorskimi startami. Pisząc te słowa jestem już po wszystkich trzech imprezach Pucharu w Prowadzeniu oraz po Mistrzostwach Polski w Boulderingu, więc postanowiłem pokusić się o skromne podsumowanie tych imprez.

Eliminacje we Wrocławiu - fot. Ania Krężołek

Eliminacje we Wrocławiu – fot. Ania Krężołek

17 listopada – Tarnów

Pierwsza edycja PP w Prowadzeniu odbyła się na nowo oddanej do użytku ścianie Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Tarnowie. Obiekt bardzo imponujący, bo prawie 16 metrowej wysokości, ściągnął niemal 50 zawodników. Co ciekawe zawody przebiegały w mającej uatrakcyjnić imprezę nowej formule, a mianowicie zamiast organizowania półfinałów postanowiono rozszerzyć eliminacje o dwie dodatkowe drogi. Pomysł ciekawy jednak w praktyce okazał się nietrafiony, ze względu na podwojenie liczby dróg eliminacyjnych starty zawodników wydłużyły się do kilku godzin uniemożliwiając im np. zjedzenie ciepłego posiłku w międzyczasie. Dodatkowo obecna w normalnym układzie w półfinałach formuła onsight sprawuje się moim zdaniem nieco lepiej niż dyskryminujący zawodników z początku listy flash. Nie bez emocji przebiegła też walka o pierwsze miejsce u Panów. Po zakończeniu finałów fotel lidera(dosłownie) zajmował Piotrek Bunsch jednak jak się okazało Kamil Ferenc został podczas finałów przysztywniony przez asekuranta i po złożeniu protestu dostał od sędziów nadzwyczajną szansę powtórzenia swojego startu. Szansę wykorzystał i chwilę później wpinał się już do stanowiska na końcu drogi odnotowując pierwsze w tym roku zwycięstwo.

Imponująca ściana w Tarnowie

Imponująca ściana w Tarnowie

23/24 listopada – Kraków

Tydzień później lądujemy w Krakowie na Mistrzostwach Polski w Prowadzeniu. Jak wiadomo Mistrzostwa Polski są tylko jedne, prestiż nie byle jaki więc i frekwencja dopisała. Na listach startowych zabrakło jedynie dwóch nazwisk, wielokrotnych Mistrzów Polski –  Tomka Oleksego (pełnił rolę route settera) oraz kontuzjowanej Kingi Ociepki. Same zawody rozgrywane w standardowej formule z półfinałami, sprawnie przeprowadzone, zarzutów brak…no może poza jednym – źle wybrane miejsce. Krakowski Avatar to fajna, nowoczesna ściana, doskonała do przeprowadzania zawodów bulderowych czy nawet PP w Prowadzeniu, jednak jej wysokość(mniej niż 12m) nie jest zbyt imponująca. Prowadzi to do tego, że sprawnie poruszający się i silny bulderowiec będzie w stanie „dobiec” do łańcucha zanim go wybierze, a przecież nie o to chodzi na zawodach z liną. Może za rok jakaś większa ściana pokusi się o organizację Mistrzostw? W każdym razie w finałach zatopował Duder i Mechanior, ten drugi miał jednak lepszy wynik w półfinałach i to dało mu Mistrzostwo Polski. U kobiet złoto zgarnia Agatka Wiśniewska.

Nina na Mistrzostwach Polski

Nina na Mistrzostwach Polski

7-8 grudnia – Kraków

Po kilkugodzinnej podróży w zamieci śnieżnej docieramy do Krakowa. Znowu Mistrzostwa Polski i znowu Avatar, teraz jednak pora na buldering. Frekwencja rekordowa w historii zawodów PZA – grubo ponad 200 startujących. Przystawki pierwsza klasa, do tego zawody są sponsorowane przez Adidasa co można odczuć po jakości koszulek (swoją drogą na PP w Tarnowie  nie było żadnych K). Formuła znana i sprawdzona – flash w eliminacjach, strefa w półfinałach i finałach. Świetne zawody, doskonałe widowisko, zabrakło jedynie porządnej transmisji z finałów i koszulek dla startujących w ostatniej grupie. Poza tym zarzutów brak, buldering ewidentnie na topie.

Bartek przed i w trakcie "finału B" w Krakowie ;)

Bartek przed i w trakcie „finału B” w Krakowie 😉

13 grudnia – Warszawa – Wigilijne, przebierane zawody UKA
Offtopic 😉

Why so serious?

Why so serious?

…jako Joker udało mi się wygrać zawody, gorzej gdy wracając musiałem wstąpić do sklepu…

14-15 grudnia – Wrocław

Miesiąc po pierwszej edycji znów spotykam znajome twarze na finałowej odsłonie „linowego” Pucharu Polski we Wrocławskim Tarnogaju. Po wejściu na halę same dobre wrażenia, drogi długie i przewieszone, strefa z możliwością rozgrzewki z liną, do tego dobra kawa i fajne koszulki 🙂 Szkoda tylko, że w półfinale popełniam błąd i plasuję się 3 miejsca za finałem (tutaj film z przejścia). Szersza relacja mojego pióra na climb.pl.
No i pora na refleksje z całego sezonu startowego. Co do zawodów na małych formach to nie mam nic do dodania, formuła PZA jest obecnie bardzo atrakcyjna, a na imprezy ściągają coraz to liczniejsze grupy wspinaczy. Trochę inaczej mają się natomiast sprawy z prowadzeniem. Tutaj poza ścisłą czołówką seniorów i młodzieżowców przyjeżdża nie wielu zawodników. Fakt ten jest wywołany zapewne błędnym przekonaniem, że takie zawody to jedynie stracony czas(o ile nie walczysz w finale). Otóż nic bardziej mylnego. Zapewniam, że po solidnej rozgrzewce i dwóch eliminacyjnych wstawkach „a muerte”  nie będziecie z rana czuli się jak po dniu restowym. Doliczając do tego bardzo prawdopodobny występ w półfinale (ze względu na niewielką liczbę startujących na dwóch z trzech edycji Pucharu start w eliminacjach był równoznaczny z wejściem do półfinałów) otrzymujemy może nie morderczy trening ale co najmniej średnie zmęczenie dodatkowo wzbogacone ogromną dawką motywacji (jak zawsze po zawodach) i zdobytym doświadczeniem w dziedzinie taktyki wspinaczkowej. Poziom przygotowywanych dróg jest naprawdę wysoki, a motywujące do startu niejednego „słabeusza” koszulki też dają radę 😉 Podsumowując – startujcie w pucharach – licencje już dawno zniesione, a i bez badań lekarskich można wystartować (podobnie jak na PP w baldach).

To tyle jeśli chodzi o zawody. „Sezon startowy” może jeszcze nie zamknięty (jedynie na kolejne Puchary zaczekamy co najmniej do wiosny) ale chwilowo z powrotem skupiam się na wspinaniu w skałach. W piątek w czteroosobowej ekipie ruszamy do dobrze znanej słoweńskiej miejscówki – Ospu. Wyjazd krótki, bo jedynie na 10 dni ale o ile pogoda pozwoli to może uda się przenieść panelowe(pucharowe) doświadczenia na słoweński wapień 😉

Misja Pec w Ospie na zdjęciu z sylwestra 2012

Misja Pec w Ospie na zdjęciu z sylwestra 2012

Last but not least
Kończąc ten rekordowej długości wpis (tekstem nadrabiam braki w foto dokumentacji 😉 ) miło mi oznajmić, iż z początkiem grudnia rozpocząłem współpracę z Alpin Sklepem –  największym turystycznym sklepem w centrum Warszawy. W jego wnętrzu, a także na witrynie sklepu internetowego znajdziemy całą gamę produktów dla amatorów aktywnego wypoczynku w każdym terenie i o każdej porze roku. Dodam również, że klienci mojej szkoły wspinania mogą liczyć na atrakcyjne zniżki w Alpinie. Zapraszam!

alpin logo blk