Tym profesjonalnym określeniem postanowiłem nazwać kilka minionych tygodni. Mimo przydzielonej mi przez znajomych etykiety „skalnego wspinacza” i braku konkretnego przygotowania (decyzję o startach podjąłem tydzień przed pierwszymi zawodami) postanowiłem wziąć udział w całym cyklu Pucharu Polski w Prowadzeniu traktując go z góry jako wprowadzenie i taktyczno/psychiczne przygotowanie do przyszłorocznych edycji. Wprowadzenie, bo o ile w organizowanych przez PZA zawodach bulderowych startowałem już dwukrotnie, to zawody z liną pamiętam jedynie jak przez mgłę gdy przed siedmioma laty żegnałem się z juniorskimi startami. Pisząc te słowa jestem już po wszystkich trzech imprezach Pucharu w Prowadzeniu oraz po Mistrzostwach Polski w Boulderingu, więc postanowiłem pokusić się o skromne podsumowanie tych imprez.

Eliminacje we Wrocławiu – fot. Ania Krężołek
17 listopada – Tarnów
Pierwsza edycja PP w Prowadzeniu odbyła się na nowo oddanej do użytku ścianie Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Tarnowie. Obiekt bardzo imponujący, bo prawie 16 metrowej wysokości, ściągnął niemal 50 zawodników. Co ciekawe zawody przebiegały w mającej uatrakcyjnić imprezę nowej formule, a mianowicie zamiast organizowania półfinałów postanowiono rozszerzyć eliminacje o dwie dodatkowe drogi. Pomysł ciekawy jednak w praktyce okazał się nietrafiony, ze względu na podwojenie liczby dróg eliminacyjnych starty zawodników wydłużyły się do kilku godzin uniemożliwiając im np. zjedzenie ciepłego posiłku w międzyczasie. Dodatkowo obecna w normalnym układzie w półfinałach formuła onsight sprawuje się moim zdaniem nieco lepiej niż dyskryminujący zawodników z początku listy flash. Nie bez emocji przebiegła też walka o pierwsze miejsce u Panów. Po zakończeniu finałów fotel lidera(dosłownie) zajmował Piotrek Bunsch jednak jak się okazało Kamil Ferenc został podczas finałów przysztywniony przez asekuranta i po złożeniu protestu dostał od sędziów nadzwyczajną szansę powtórzenia swojego startu. Szansę wykorzystał i chwilę później wpinał się już do stanowiska na końcu drogi odnotowując pierwsze w tym roku zwycięstwo.

Imponująca ściana w Tarnowie
23/24 listopada – Kraków
Tydzień później lądujemy w Krakowie na Mistrzostwach Polski w Prowadzeniu. Jak wiadomo Mistrzostwa Polski są tylko jedne, prestiż nie byle jaki więc i frekwencja dopisała. Na listach startowych zabrakło jedynie dwóch nazwisk, wielokrotnych Mistrzów Polski – Tomka Oleksego (pełnił rolę route settera) oraz kontuzjowanej Kingi Ociepki. Same zawody rozgrywane w standardowej formule z półfinałami, sprawnie przeprowadzone, zarzutów brak…no może poza jednym – źle wybrane miejsce. Krakowski Avatar to fajna, nowoczesna ściana, doskonała do przeprowadzania zawodów bulderowych czy nawet PP w Prowadzeniu, jednak jej wysokość(mniej niż 12m) nie jest zbyt imponująca. Prowadzi to do tego, że sprawnie poruszający się i silny bulderowiec będzie w stanie „dobiec” do łańcucha zanim go wybierze, a przecież nie o to chodzi na zawodach z liną. Może za rok jakaś większa ściana pokusi się o organizację Mistrzostw? W każdym razie w finałach zatopował Duder i Mechanior, ten drugi miał jednak lepszy wynik w półfinałach i to dało mu Mistrzostwo Polski. U kobiet złoto zgarnia Agatka Wiśniewska.

Nina na Mistrzostwach Polski
7-8 grudnia – Kraków
Po kilkugodzinnej podróży w zamieci śnieżnej docieramy do Krakowa. Znowu Mistrzostwa Polski i znowu Avatar, teraz jednak pora na buldering. Frekwencja rekordowa w historii zawodów PZA – grubo ponad 200 startujących. Przystawki pierwsza klasa, do tego zawody są sponsorowane przez Adidasa co można odczuć po jakości koszulek (swoją drogą na PP w Tarnowie nie było żadnych K). Formuła znana i sprawdzona – flash w eliminacjach, strefa w półfinałach i finałach. Świetne zawody, doskonałe widowisko, zabrakło jedynie porządnej transmisji z finałów i koszulek dla startujących w ostatniej grupie. Poza tym zarzutów brak, buldering ewidentnie na topie.

Bartek przed i w trakcie „finału B” w Krakowie 😉
13 grudnia – Warszawa – Wigilijne, przebierane zawody UKA
Offtopic 😉

Why so serious?
…jako Joker udało mi się wygrać zawody, gorzej gdy wracając musiałem wstąpić do sklepu…
14-15 grudnia – Wrocław
Miesiąc po pierwszej edycji znów spotykam znajome twarze na finałowej odsłonie „linowego” Pucharu Polski we Wrocławskim Tarnogaju. Po wejściu na halę same dobre wrażenia, drogi długie i przewieszone, strefa z możliwością rozgrzewki z liną, do tego dobra kawa i fajne koszulki 🙂 Szkoda tylko, że w półfinale popełniam błąd i plasuję się 3 miejsca za finałem (tutaj film z przejścia). Szersza relacja mojego pióra na climb.pl.
No i pora na refleksje z całego sezonu startowego. Co do zawodów na małych formach to nie mam nic do dodania, formuła PZA jest obecnie bardzo atrakcyjna, a na imprezy ściągają coraz to liczniejsze grupy wspinaczy. Trochę inaczej mają się natomiast sprawy z prowadzeniem. Tutaj poza ścisłą czołówką seniorów i młodzieżowców przyjeżdża nie wielu zawodników. Fakt ten jest wywołany zapewne błędnym przekonaniem, że takie zawody to jedynie stracony czas(o ile nie walczysz w finale). Otóż nic bardziej mylnego. Zapewniam, że po solidnej rozgrzewce i dwóch eliminacyjnych wstawkach „a muerte” nie będziecie z rana czuli się jak po dniu restowym. Doliczając do tego bardzo prawdopodobny występ w półfinale (ze względu na niewielką liczbę startujących na dwóch z trzech edycji Pucharu start w eliminacjach był równoznaczny z wejściem do półfinałów) otrzymujemy może nie morderczy trening ale co najmniej średnie zmęczenie dodatkowo wzbogacone ogromną dawką motywacji (jak zawsze po zawodach) i zdobytym doświadczeniem w dziedzinie taktyki wspinaczkowej. Poziom przygotowywanych dróg jest naprawdę wysoki, a motywujące do startu niejednego „słabeusza” koszulki też dają radę 😉 Podsumowując – startujcie w pucharach – licencje już dawno zniesione, a i bez badań lekarskich można wystartować (podobnie jak na PP w baldach).
To tyle jeśli chodzi o zawody. „Sezon startowy” może jeszcze nie zamknięty (jedynie na kolejne Puchary zaczekamy co najmniej do wiosny) ale chwilowo z powrotem skupiam się na wspinaniu w skałach. W piątek w czteroosobowej ekipie ruszamy do dobrze znanej słoweńskiej miejscówki – Ospu. Wyjazd krótki, bo jedynie na 10 dni ale o ile pogoda pozwoli to może uda się przenieść panelowe(pucharowe) doświadczenia na słoweński wapień 😉

Misja Pec w Ospie na zdjęciu z sylwestra 2012
Last but not least
Kończąc ten rekordowej długości wpis (tekstem nadrabiam braki w foto dokumentacji 😉 ) miło mi oznajmić, iż z początkiem grudnia rozpocząłem współpracę z Alpin Sklepem – największym turystycznym sklepem w centrum Warszawy. W jego wnętrzu, a także na witrynie sklepu internetowego znajdziemy całą gamę produktów dla amatorów aktywnego wypoczynku w każdym terenie i o każdej porze roku. Dodam również, że klienci mojej szkoły wspinania mogą liczyć na atrakcyjne zniżki w Alpinie. Zapraszam!

Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…